Bardzo lubię aronię

on piątek, 23 sierpnia 2013
Dlaczego?

  • Wcale nie dlatego, że jestem miłośnikiem kwaśnego i cierpkiego smaku oraz konsystencji składającej się głównie z małych pestek. 
  • Ani też dlatego, że uwielbiam mieć dłonie i ubrania w kolorze sinobordowym
  • Nie jestem też fanatykiem witaminy C - dobrze wiem, że przeziębienie bierze się nie z niedoboru witaminy C a z posiadania pięciolatka, który przynosi na i w sobie masę wirusów z przedszkola.

MOJA ARONIA

Lubię aronię przede wszystkim dlatego, że ona lubi mnie. Dobrze rozumie, że jestem człowiekiem zajętym, mam masę pracy, zwierzęta domowe, rodzinę, różne dłużej lub krócej trwające pasje. Czeka na mnie spokojnie w ogrodzie i nie przeszkadzają jej dzikie trawy rosnące wokół. Wie, że pewnego sierpniowego popołudnia potknę się o nią i upadając w trawę spostrzegę, że przygotowała dla mnie całą masę granatowo-czarnych kulek. Kulki są kwaśne i cierpkie ale nie dlatego, że aronia jest złośliwa, po prostu właśnie takie umie robić, są za to napakowane witaminami i innym dobrodziejstwem. 

Aronia jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Uparłem się, że ją chcę gdy małżonka spytała jakie rośliny kupić do ogrodu (nie wiem dlaczego powiedziałem akurat "aronię". Być może dlatego, że sprzedawano sok z aronii we wczesnym kapitalizmie i wtedy było to coś egzotycznego). Co roku widziałem masę czarnych kulek którym pozwalałem opaść i zeschnąć. Mimo iż zawiodłem ją tyle razy, ona ciągle szykowała dla mnie nowe owoce. W tym roku po raz pierwszy postanowiłem jej nie zawieść. 

Zebrałem absolutnie wszystkie owoce, nawet te nieco przywiędłe. Oto plon z dwóch krzaczków:

ZDJĘCIE JEST NA INNYM KOMPIE, WRZUCĘ PÓŹNIEJ
(mógłbym znaleźć masę zdjęć w internecie ale chcę Wam pokazywać tylko swoje, prawdziwe zdjęcia)

Owoce poleżały dwa dni w lodówce i wyglądało, że mogłyby jeszcze poleżeć długo.  Ale ja nie miałem potrzeby ich przetrzymywać - chciałem coś z nich zrobić. Wybrałem, jak na ignoranta przystało, najprostszą opcję. Kupiłem dwie paczki cukru do dżemów 3:1, zmiksowałem wszystkie moje owoce w garnku blenderem (nie na zupełną miazgę), zagotowałem z cukrem i przełożyłem do słoików, które zakręciłem i postawiłem do góry nogami. Nie wiem po co się stawia słoiki do góry nogami ale wszyscy tak robią. Wszystko się pięknie zassało z wyjątkiem jednego, ostatniego słoika, który napełniony był do połowy. I bardzo dobrze się stało, bo dzięki temu mogłem spróbować mojego dżemu od razu. Cierpki smak został, mini pesteczki też ale wiecie co? Powiem Wam, że trudno o pyszniejszą rzecz niż konfitura/dżem (czy jak to tam zwał) z własnej aronii na serze pleśniowym typu roquefort.

Myślę, że aronia w tej postaci świetnie się nada też do mięs i innych serów. 

Dzięki ci aronio, że na mnie cierpliwie poczekałaś.


2 komentarze:

Unknown pisze...

Bardzo fajny wpis. Też chcę mieć aronię!

IwO pisze...

Dzięki FitFood Fan. Wystarczy kupić i posadzić, potem już tylko raz w roku zebrać (połowa lub koniec sierpnia)

Prześlij komentarz