Zmianowanie z Truskawkami - czyli Jak Rozgryzłem Panią Bauer

on środa, 28 sierpnia 2013
Jako rasowy asekurant zastanawiałem się ostatnio jaką religię najbardziej opłaca się wyznawać. Pierwsze spostrzeżenie, które mi się nasunęło to, że zdecydowanie nie opłaca się być ateistą. Jeśli faktycznie nie ma Boga, żadnej, choćby najmniejszej istoty, która wpływałaby w jakiś sposób na na nasze życie to bez względu na to, czy w coś wierzyliśmy czy też nie, za życia lub po śmierci nie czeka nas ani kara ani nagroda. Więc zdecydowanie warto uwierzyć w Boga, którego oczekiwania względem nas są najbardziej spójne z naszym światopoglądem. Oczywiście można też przyjąć inne strategie:

  •  statystyczną (uwierzyć w Boga w którego wierzy największa ilość osób)
  •  uniwersalną (uwierzyć w Boga, którego oczekiwania pokrywają się z jak największą ilością oczekiwań innych Bogów i liczyć na to, że jeśli nawet nie trafiliśmy w odpowiednie bóstwo to przynajmniej przestrzegaliśmy właściwych zasad) 
  • losową (zdecydowanie najczęstsza strategia polegająca na przyjęciu wiary ludzi wśród których się wychowaliśmy)
dwunastoletni plan zmianowania, który naraził mnie na złośliwe docinki ze strony rodziny
Przed podobnym dylematem stanąłem kilka tygodni temu gdy postanowiłem zadbać o moje poletko chwastów. Oto w księgarni dziesiątki książek o ogrodzie, internet rojący się od porad i forów oraz facebook pękający w szwach od zbuntowanych amerykanów hodujących w donicach cokolwiek co nie jest zmodyfikowane genetycznie. Przyjąłem czwartą nie opisaną wcześniej strategię wyboru, na tzw. sknerę. Postanowiłem nie kupować żadnej nowej książki lecz skorzystać z tej, która stoi w pokoju K. (mojej  żony) i którą sam jej kupiłem na mikołajki parę lat temu (wspaniały mąż kupił na mikołajki żonie książkę o hodowaniu warzyw - w sumie dobrze że nie o technikach prasowania). Książkę napisała pani Kristina Bauer i ma tytuł "Ogród Warzywny" - bingo! dokładnie to czego chcę. Postanowiłem więc zaufać bezkrytycznie pani Bauer i nie popełnić błędu, który popełniłem szukając dla siebie zdrowej diety. Próbując stosować się do wszystkich zasad przedstawianych przez internetowych guru do spraw żywienia, spostrzegłem, że jedyną rzeczą, której jeszcze nie wykluczyłem z jadłospisu jest seler naciowy. Po dniu spędzonym z selerem w zębach porzuciłem moje postanowienia i teraz jem po prostu to, co wydaje mi się najmniej przetworzone przez człowieka (czyli np to co wyrosło w moich chaszczach). Wracając do tematu - z ogrodem będzie inaczej, będę wierzył pani Bauer a gdy coś mi nie wyjdzie, będę pisał na blogu licząc na to, że pomożecie mi znaleźć rozwiązanie. 
Książka nie jest zbyt gruba. Pani Kristina pisze w niej o różnych zagonach, jak je uprawiać, co kiedy wysiać i co z czym łączyć. Wspaniały start dla laika takiego jak ja (jak najmniej własnych decyzji). Jest tylko jeden problem... Pani Bauer nie ma talentu do wyjaśniania pojęcia zmianowania. Ten niezwykle ważny element planowania ogrodu został opisany jedną skromną tabelką, która połączona jest z rysunkiem zagonów na którym nic nie widać - jakieś krzaczki i strzałki, nic nie opisane, to co wziąłem za sałatę okazało się w końcu być ziemniakami.

 źródło: Kristina Bauer "Ogród Warzywny"

 Po długich godzinach (poważnie, godzinach!) ślęczenia nad tabeleczką i rozszyfrowywania rysunku zagonów, stworzyłem coś w rodzaju Sudoku, co pozwoliło mi zaplanować rozkład zagonów oraz ich zmianowanie. Dla wszystkich, którzy nie mają ochoty przegryzać się przez to co ja, przedstawiam poniżej sposób na rozgryzienie zmianowania pani Bauer.

  • Zacznijmy od truskawek. Tak ma wyglądać ich wędrówka po zagonach w kolejnych latach:


ROK


I II III IV V VI VII
GRZĄDKA 1






2





T0
T0 T1
3



T0 T1 T2
T0 T1 T2 T3
4

T0 T1 T2 T3
T0 T1 T2 T3
5 T0 T1 T2 T3


T1 T2 T3
6 T2 T3




T3

Truskawki rosną co roku na dwóch grządkach w dwóch rzędach, w każdym rzędzie rosną truskawki w innym wieku:
T0 - tutaj na początku roku rośnie coś co da nam plony i zniknie do sierpnia (np groch), potem na to miejsce trafiają młodziutkie truskawki, które plony dadzą dopiero latem następnego roku
T1 - tu rosną truskawki posadzone w poprzednim roku, dają plon w czerwcu i zostają na grządce. 
T2 - truskawki dwuletnie - dają plon w czerwcu i zostają na kolejny rok. 
T3 - truskawki trzyletnie - dają plon w czerwcu po czym zostają brutalnie wyrwane i pożegnane na kompoście, w drugiej części roku na ich miejsce trafiają warzywa jesienne. 

  • Zet Ka Es I - ta wyliczanka śni się po nocach każdemu kto próbuje zmianowania z panią Bauer. Oznacza ona zmianowanie pozostałych zagonów nietruskawkowych:
Z - zagon ziemniaczany
K - zagon korzeniowy
S - zagon strączkowy
I - zagon indiański (dziwaczna nazwa oznaczająca cukinie, ogórki, dynie itp)
Generalnie zarówno w pionie jak i w poziomie  Zet Ka Es I mają następować po sobie i bez truskawek wyglądać to ma tak:


ROK


I II III IV V VI VII
GRZĄDKA 1 Z K S I Z K S
2 K S I Z K S I
3 S I Z K S I Z
4 I Z K S I Z K
5 Z K S I Z K S
6 K S I Z K S I
  • Schody zaczynają się gdy spróbujemy nałożyć na siebie obie te tabelki. Wg mnie najprostszym sposobem jest wpisanie do tabeli truskawkowej prawidłowego zmianowania pozostałych zagonów na grządce nr jeden.  O tak:


ROK


I II III IV V VI VII
GRZĄDKA 1 Z K S I Z K S
2





T0
T0 T1
3



T0 T1 T2
T0 T1 T2 T3
4

T0 T1 T2 T3
T0 T1 T2 T3
5 T0 T1 T2 T3


T1 T2 T3
6 T2 T3




T3

Następnie wypełniamy kolumny (czyli w pionie) podążając za wyliczanką "Zet Ka Es I, Zet Ka Es I, Zet Ka Es I..."
Pierwszy rok wychodzi bez problemów, w drugim zauważamy że truskawki wlazły nam na zagon Zet, nie przejmujemy się i drugą połowę zagonu wpisujemy poniżej, tuż obok truskawek T3.
W rezultacie otrzymujemy kompletny plan zmianowania który wyglądać powinien o tak:


ROK


I II III IV V VI VII
GRZĄDKA 1 Z K S I Z K S
2 K S I Z K S T0
T0 T1
3 S I Z K T0 T1 T2
T0 T1 T2 T3
4 I Z T0 T1 T2 T3 I
T0 T1 T2 T3 S
5 T0 T1 T2 T3 S I Z
T1 T2 T3 K
6 T2 T3 K S I Z K
T3 Z
 

Tak więc rozgryźliśmy szalony plan pani Bauer - takie zmianowanie powraca do układu z roku nr jeden dopiero po 12 latach (dam więc znać za dekadę z hakiem jak mi poszło).

PS  Mam w ogrodzie 18 grządek - planuję więc poświęcić na plan p. Bauer 12 z nich a reszta przeznaczona będzie na rośliny nie objęte zmianowaniem - pomidorki, porzeczki itp.

PS2 Właśnie napotkałem pierwszy problem, przeszukałem swój ogród i praktycznie dysponuję samymi truskawkami T0, będę więc musiał trochę oszukiwać. Tak to jest w życiu, tabelka piękna, od linijki, a potem człowiek pogrąża się w chaosie  codzienności. Ale życie od linijki byłoby strasznie nudne, prawda? Idę sadzić truskawki.



Bardzo lubię aronię

on piątek, 23 sierpnia 2013
Dlaczego?

  • Wcale nie dlatego, że jestem miłośnikiem kwaśnego i cierpkiego smaku oraz konsystencji składającej się głównie z małych pestek. 
  • Ani też dlatego, że uwielbiam mieć dłonie i ubrania w kolorze sinobordowym
  • Nie jestem też fanatykiem witaminy C - dobrze wiem, że przeziębienie bierze się nie z niedoboru witaminy C a z posiadania pięciolatka, który przynosi na i w sobie masę wirusów z przedszkola.

MOJA ARONIA

Lubię aronię przede wszystkim dlatego, że ona lubi mnie. Dobrze rozumie, że jestem człowiekiem zajętym, mam masę pracy, zwierzęta domowe, rodzinę, różne dłużej lub krócej trwające pasje. Czeka na mnie spokojnie w ogrodzie i nie przeszkadzają jej dzikie trawy rosnące wokół. Wie, że pewnego sierpniowego popołudnia potknę się o nią i upadając w trawę spostrzegę, że przygotowała dla mnie całą masę granatowo-czarnych kulek. Kulki są kwaśne i cierpkie ale nie dlatego, że aronia jest złośliwa, po prostu właśnie takie umie robić, są za to napakowane witaminami i innym dobrodziejstwem. 

Aronia jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Uparłem się, że ją chcę gdy małżonka spytała jakie rośliny kupić do ogrodu (nie wiem dlaczego powiedziałem akurat "aronię". Być może dlatego, że sprzedawano sok z aronii we wczesnym kapitalizmie i wtedy było to coś egzotycznego). Co roku widziałem masę czarnych kulek którym pozwalałem opaść i zeschnąć. Mimo iż zawiodłem ją tyle razy, ona ciągle szykowała dla mnie nowe owoce. W tym roku po raz pierwszy postanowiłem jej nie zawieść. 

Zebrałem absolutnie wszystkie owoce, nawet te nieco przywiędłe. Oto plon z dwóch krzaczków:

ZDJĘCIE JEST NA INNYM KOMPIE, WRZUCĘ PÓŹNIEJ
(mógłbym znaleźć masę zdjęć w internecie ale chcę Wam pokazywać tylko swoje, prawdziwe zdjęcia)

Owoce poleżały dwa dni w lodówce i wyglądało, że mogłyby jeszcze poleżeć długo.  Ale ja nie miałem potrzeby ich przetrzymywać - chciałem coś z nich zrobić. Wybrałem, jak na ignoranta przystało, najprostszą opcję. Kupiłem dwie paczki cukru do dżemów 3:1, zmiksowałem wszystkie moje owoce w garnku blenderem (nie na zupełną miazgę), zagotowałem z cukrem i przełożyłem do słoików, które zakręciłem i postawiłem do góry nogami. Nie wiem po co się stawia słoiki do góry nogami ale wszyscy tak robią. Wszystko się pięknie zassało z wyjątkiem jednego, ostatniego słoika, który napełniony był do połowy. I bardzo dobrze się stało, bo dzięki temu mogłem spróbować mojego dżemu od razu. Cierpki smak został, mini pesteczki też ale wiecie co? Powiem Wam, że trudno o pyszniejszą rzecz niż konfitura/dżem (czy jak to tam zwał) z własnej aronii na serze pleśniowym typu roquefort.

Myślę, że aronia w tej postaci świetnie się nada też do mięs i innych serów. 

Dzięki ci aronio, że na mnie cierpliwie poczekałaś.


Najprostszy na świecie żółty ser. Uwaga - tylko dla ignorantów!

on środa, 21 sierpnia 2013
Jak zrobić najłatwiejszy na świecie żółty ser?
  1. Musimy być ignorantem by nie bolały kuchenne herezje
  2. Wyglądamy za okno i wypatrujemy najbliższą krowę

  3. Patrzymy czy krowa zdrowo się odżywia (ładnie przeżuwa trawę, odpoczywa na leżąco i znów przeżuwa)
  4. Czekamy do wieczora aż pojawi się pan rolnik po krowę
  5. Śledzimy rolnika zabrawszy uprzednio plastikową butelkę po wodzie mineralnej (no albo kankę jak ktoś ma ale to raczej nie ignoranci)
  6. Kupujemy od pana rolnika półtora litra mleka za 3 zł (2 zł za litr - info dla matematycznych ignorantów) - Uwaga, nie oszukujemy - pasteryzowane mleko z osiedlowej "Żabki" się nie zsiądzie.
  7. Stawiamy zakupione mleko w garnku na dobę w ciepłym miejscu (ignorujemy docinki rodziny)
  8. Następnego dnia wąchamy mleko- jak kwach to dobrze

  9. Mieszamy mleko - powinny być w nim takie krupy/kluchy

  10. Dodajemy kurkumy - w końcu ser ma być żółty! 

  11. Podgrzewamy na b. małym ogniu - u mnie 3 w skali od 1 do 9

  12. Czekamy aż oddzieli się serwatka czyli kluchy opadną na dno a na wierzchu zostanie coś o konsystencji wody, mleko nie powinno być gorące - czyli da się włożyć palec i się nie oparzyć

  13. Przelewamy zawartość z garnka na sitko (dobrze coś podstawić pod sitko bo inaczej serwatka się wyleje na podłogę co spodoba się jedynie kotu)

  14. Czekamy aż ser sobie odcieknie, jeśli nie odcieknie do końca to pomagamy mu przyciskając łyżką
  15. No dobrze, skoro już schrzaniliśmy sprawę tą kurkumą to staramy się przełożyć ser na estetyczny talerzyk i zachować odcisk sitka 

  16. Cichaczem wstawiamy ser do lodówki i czekamy aż rodzina spyta "a co to to dziwne żółte coś ?"
  17. Zajadamy sami z uśmiechem i liczymy na to, że ktoś jeszcze się skusi

     ***
     Nie uwierzycie - moja żona nie dała się nabrać - powiedziała, że to zwykły biały ser z kurkumą i że go nie tknie bo wygląda nieapetycznie... No jak biały? Żółty jest i basta. 

Reaktywacja inspektu

on środa, 14 sierpnia 2013
Grządka na coś do chrupania zimą

Postanowiłem wykorzystać mój inspekt jako grządkę na zimową zieleninę. W inspekcie pięknie nam w tym roku obrodziło wszelakie zielsko. Nic w tym dziwnego, rośnie wszakże na oborniku końskim, przywiezionym przeze mnie Oplem Vectra kilka lat temu (potem musiałem dokupić cztery Wunderbaumy jeszcze).


 Na oborniku rosnąć miały melony, arbuzy i inne wspaniałe słodkości. Dlaczego zamiast tego wyrosl chwast polski? Tego nie wiem, bo wtedy tylko pchałem kosiarkę od czasu do czasu.
Zabrałem się więc za wyrywanie chwastów lecz tak pięknie się ukorzeniły, że postanowiłem je po prostu udeptać. Voila!
Kolejnym wspaniałym pomysłem było wypełnienie inspektu po brzegi skoszoną trawą, ktorą zbierałem za naszym poczciwym blaszakiem. Komary gryzą, ciemno się robi więc dalsze wypełnianie nastąpi jutro. Można mnie więc jeszcze powstrzymać jeśli robię coś kompletnie idiotycznego (można też siedzieć cicho i zobaczyć jak to się skończy i pomyśleć sobie "a nie mówiłem"). 
***
Pisałem że "dalsze wypełnianie nastąpi jutro" - oznaczało to oczywiście, że w niedalekiej przyszłości. No ale w końcu się udało. Protestów nie było więc dopchałem inspekt trawą, muszę przyznać że im głębiej kopałem tym trawa bardziej przypominała ziemię a na samym dnie nawet ktoś mieszkał. 
Jeśli ktoś wie jak się nazywa ten przystojniak to chętnie się dowiem (ja obstawiam larwę jakiejś ćmy). Wracając do tematu inspektu to po usunięciu mojej kupy trawy przysypałem resztę ziemią z kompostu (nareszcie się przydała po 4 latach zbierania) a całość jeszcze czarną ziemią ogrodową - ot taki torcik. W inspekcie już posadzona została rukola tak więc opcje są dwie:
- albo urośnie wszystko na raz 
- albo nic nie urośnie
Ja trzymam kciuki za opcją numer jeden - można się przecież żywić rukolą przez jakiś tydzień lub dwa, z sałatą się udało...
TERAZ TA GRZĄDKA JEST JUŻ PUSTA A MY ZA SAŁATĘ NA RAZIE DZIĘKUJEMY
(a zwłaszcza ja "wysadziłeś to teraz jedz")

Tak sobie myślę, że fajnie by było żeby takie sałatki rosły po kolei, no ale co, mam wysiewać codziennie jedno nasionko? Jakieś pomysły? 
Na koniec jeszcze fotka mojego pięknego tortu (trawa świeża, trawa średnia, trawa roczna (dom pana larwy), kompost, ziemia ogrodowa). 
Jeśli coś wykiełkuje to dam znać.

IwO

Ku Przestrodze

Ku przestrodze.

W tym poście będę zapisywał najczęściej popełniane błędy życiowe.

1. Jeśli zabrakło Ci śmietanki do kawy błędem będzie pomyśleć "e tam , wleje się po prostu łyżkę śmietany szefa kuchni do zup"
2. Jeśli masz coś nieść (pakuneczk, paczuszkę) przez kilometr (tyle mam do przejścia ze stacji do pracy) pomocna będzie dla Ciebie poniższa wskazówka:
Po podniesieniu paczuszki w domu pomyślałeś:
A. "No  nie wiem" - NIE DONIESIESZ
B. "Jakoś dam radę"  - Doniesiesz ciągnąc zębami paczuszkę po chodniku 
C. "No trochę to waży"  - Doniesiesz oburącz obijając pakuneczek o uda
D. "Leciutkie" - Będziesz zmieniać rękę co 30 sekund
E. "E tam, moja córka by to doniosła" - Skończy się jedynie na zdrętwiałych palcach od wrzynającej się w dłonie siateczki.

lista porad będzie uzupełniana - warto zaglądać

Dlaczego Ogród?

on wtorek, 13 sierpnia 2013
Dlaczego ogród zatem?

Pewien zajęty mężczyzna postanowił zadbać o swoje zdrowie, wszak był już po trzydziestce i czas beztroski się skończył. Zaniósł swój przykurzony rower do lokalnego serwisu, zakupił ławeczkę do ćwiczeń, matę, zestaw hantli oraz nowe szorty (wg małżonki "zbyt kuse"). Z zapałem wieczorami jeździł rowerem, co trzeci dzień wyciskał sztangę, robił pompki, przysiady wymachy itd. Mało tego, zaczął zastanawiać się też nad tym co je. Zainteresował się produktami ekologicznymi i raz  w tygodniu jeździł na eko-bazar po warzywa i nabiał. 
Mężczyzna bardzo był z siebie zadowolony, że tak dba o swoje zdrowie i myśli pozytywnie o przyrodzie. Był... aż do pewnego czwartku (albo wtorku). Po ostatnim z serii podciągnięciu na wiszącym w garażu drążku, wylądował ciężko na posadzce i łapczywie chwytając powietrze rozejrzał się wokół. Widły, szpadel, grabie, taczka, sekator... Wyszedł na dwór by odetchnąć. Znów się rozejrzał. Trawnik, chwasty, inspekt z odciśniętą w glebie głową wpadającego do środka pięciolatka, szalona mięta, zjedzone porzeczki (liście nie owoce). 

ZJEDZONA PORZECZKA

- Co do cholery? (lub mniej cenzuralnie) - pomyślał. 
- To ma być ekologia? Jedzenie produktów po które pojechało się samochodem na drugi koniec miasta i spalanie dostarczonych kalorii poprzez jeżdżenie bez celu rowerem i podnoszenie ciężarów tylko po to by za chwilę je opuścić a potem znów podnieść? 

Tak to mniej więcej wyglądało. Przez dwa lata zawzięcie ćwiczyłem, zużywałem energię wykonując pracę, która nie przynosiła żadnego pożytku. A mówią w telewizji żeby nie marnować prądu i nie zostawiać na noc włączonego komputera. Skoro mamy oszczędzać prąd to czemu namawia się nas do szastania kaloriami (czyli jedzeniem) poprzez wykonywanie ćwiczeń w klimatyzowanej siłowni na stacjonarnym rowerku? Żeby chociaż ten rowerek napędzał te klimatyzację... 
Powiedziałem sobie:
- Ekologia to przede wszystkim niemarnowanie. 
Nie marnuję więc pracy własnych mięśni i zamiast podnosić sztangę macham szpadlem i grabiami, piłuję, obcinam wyrywam. Wytwarzam. Dążę do tego by nie palić benzyny w drodze po warzywa, chcę je mieć u siebie pod oknem, płotem i gdzie tam się da. Rower kocham i nadal nim jeżdżę ale dla przyjemności, po lesie, no i po zakupy jeśli tylko się da.

MOJA OBECNA SIŁOWNIA

Problem jest nadal tylko jeden. Nie mam pojęcia jak się hoduje rośliny...

Ignorant + Widły = ?

on poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Ignorant rusza do akcji.

Zaczynać pracę w ogrodzie w połowie lata to chyba dziwny pomysł. Lecz tak samo dziwnym pomysłem jest pisanie bloga na temat ogrodnictwa nie mając o nim zielonego pojęcia. Ustalmy zatem, że ignorantom wolno wszystko albo więcej w każdym razie. Wolno popełniać błędy choćby i największe i najgłupsze, bo służą one nauce a czasem i nowym odkryciom. Błędem było usmażenie ogórków na obiad wiele lat temu tak samo jak błędem było uznanie, że pięciolatkowi da się wytłumaczyć by nie właził na inspekt bo wpadnie razem z klapą (na szczęście plastikową) prosto na kiełkujące maleństwa. Ktoś spostrzegawczy spyta: "A skąd Ignorant w Ogrodzie (od teraz IwO) ma inspekt?". Odpowiedź jest prosta - inspekt był/jest małżonki ignoranta ale małżonka rozkręca teraz własny biznes i ogród nieco się zapuścił (o co nie mam nic a nic pretensji bo własny biznes to piękna i pożyteczna rzecz). 


Posty będą krótkie i chaotyczne, interpunkcja zaniedbana a zdjęcia krzywo wklejone. Tak, tak właśnie dlatego, że w kwestii pisania bloga też jestem ignorantem (nawet większym, bo inspekt parę lat temu wyciąłem i zbiłem z płyty OSB właśnie ja a bloga nie pisałem jeszcze nigdy). 

To była rozgrzewka. Następnym razem (kiedy to nastąpi, kto to wie?) napiszę dlaczego właśnie ogród będzie teraz moją pasją. 

IwO