Recykling Kalorii.

on czwartek, 5 września 2013

- Ile pali? - Zadał mi pytanie pan, który chciał kupić mojego wysłużonego Opla Vectrę. Ze wstydem odpowiedziałem, że pali 11 litrów na 100 kilometrów ale później z dumą dodałem, że woził za to masę różnych pożytecznych rzeczy, takich jak panele podłogowe, cegły, glazurę. O oborniku do inspektu jakoś nie wspomniałem. Taktyka wydawała się niezbyt dobra ale jako, że pan klient był z branży budowlanej (a także zapewne poprzez fakt, że opuściłem cenę o 1000 zł) do transakcji doszło i pożegnaliśmy się z Oplem roniąc łzy wzruszenia. 
No właśnie, gdy kupujemy lub sprzedajemy auto, ilość spalanego paliwa jest dla nas kluczowa. Chcemy przejechać jak najwięcej kilometrów na jak najmniejszej ilości benzyny. Jest po prostu taniej a także jak przekonują nas media bardziej ekologicznie. Podobnie bardziej ekologicznie jest wyłączać światło w łazience, nie zostawiać laptopa na noc i niepodłączonych ładowarek w kontaktach. Każdy z nas o tym słyszał i większość z nas mocniej lub słabiej stara się tych wytycznych trzymać.
Skoro tak bardzo zachęca się nas do oszczędzania energii (w postaci prądu, benzyny, gazu itp), to dlaczego namawia nas się jednocześnie do szastania kaloriami? Zjadane kalorie to nic innego jak paliwo dla naszego ciała. Pozwalają nam utrzymywać podstawowe funkcje życiowe oraz odpowiednią temperaturę ciała (nie dotyczy gadów, płazów i innych zmiennocieplnych, które muszą biegać to na słońce to w cień - dziękuję ci ewolucjo, że oszczędziłaś mi tego obowiązku). Ponadto kalorie pozwalają nam wykonywać różne czynności, które zapewnić mają nam schronienie, pożywienie, potomstwo itp. Zgodnie z obecnymi trendami oszczędzania źródeł energii, powinniśmy dbać o to, by nasze cenne kalorie wykorzystane były w sposób oszczędny i efektywny. Jednak akurat tutaj tendencje są zupełnie odwrotne. Media, lekarze, firmy sportowe, zachęcają nas do jak największej aktywności fizycznej a celem ma być spalenie jak największej ilości kalorii. 
Dlaczego tak jest? Dlaczego portal typu Endomondo nagradza nas (chwali) gdy zmarnujemy całą masę jedzenia biegając na bieżni lub kręcąc rundy wokół osiedla na rowerze? Czujemy satysfakcję patrząc na nasz komputerek rowerowy wyświetlający, że właśnie spaliliśmy 1 000 kcal. Można by powiedzieć, że właśnie wywaliliśmy pokaźną pizzę do kosza ale nas cieszy fakt, że w nagrodę za spalone kalorie możemy sobie zjeść drugą. Przyznam, że gdybym był kosmitą i obserwował zachowanie ludzi, mocno podrapałbym się w głowę (lub jej kosmiczny odpowiednik) widząc taki proceder. 

Wiemy, że ruch jest zdrowy, że nasze ciała wyręczane przez maszyny w wielu czynnościach potrzebują wysiłku fizycznego by nie stać się miękką, tłustą, galaretą. Jednak to co robimy jest niezwykle rozrzutne. Podróżujemy do pracy samochodem, który spalić ma jak najmniej paliwa, jedziemy nim na siłownię gdzie wydajemy pieniądze na karnet po to, by kręcić przez godzinę na rowerze stacjonarnym, spalając kalorie z kanapki za którą zapłaciliśmy... A może by tak spalić kalorie ze zjedzonej w pracy kanapki podróżując rowerem z pracy do domu? Nie wydamy pieniędzy na paliwo ani na karnet, nie zużyjemy prądu na siłowni, zapłacimy tylko za kanapkę. 
Tak właśnie rozumiem ekologię. Wydaje mi się, że ekologia pojmowana jako niemarnowanie może być podstawą do stworzenia niezwykle konsekwentnej postawy życiowej polegającej na wykonywaniu czynności, które mają sens, które coś wytwarzają. Najprostszym przykładem jest właśnie praca w ogrodzie. Grabimy, kopiemy, wyrywamy, przenosimy, wykonujemy skłony i wyprosty - wszystkie te ruchy, znane nam z siłowni prowadzą do wytworzenia jedzenia. Spalone kalorie nie wyparowują w powietrze, przyczyniają się do powstania roślin, które możemy zjeść, dzięki czemu mamy siłę i energię do produkowania większej ich ilości. Oczywiście nie każdy ma ogród, nie każdy lubi dłubanie w ziemi ale jestem gorąco przekonany, że nadanie ruchowi fizycznemu celu innego niż spalanie kalorii wyszłoby ludzkości na dobre. 


W moim utopijnym świecie, ludzie prowadzący siedzący tryb życia, uprawialiby aktywność fizyczną przynoszącą realne korzyści. Jeśli jechaliby rowerem to jechaliby po coś (po zakupy, do pracy, w odwiedziny), zamiast chodzić na siłownię, zgłaszaliby się jako wolontariusze do noszenia cegieł lub innych prac fizycznych, służących tym, którzy z jakiegoś powodu sami pracować nie mogą. Jednym słowem jedliby po to by się ruszać i wytwarzać a nie ruszaliby się po to by móc bez wyrzutów sumienia jeść. 
To wszystko jest utopia, ludzie nigdy nie porzucą karnetu na modną siłownię, schludnej szatni i wypasionych sprzętów do fitnessu dla  darmowej pracy fizycznej. Nasze głowy już tak nie działają, zdominowane są przez kampanie koncernów sprzedających nam ruch fizyczny. No tak, kupujemy możliwość poruszania się - brzmi jak wariactwo ale tek jest. Pewnych rzeczy odkręcić się już raczej nie da ale może jakiś mądry inżynier mógłby zaprojektować rowerek stacjonarny, który owszem, liczyłby spalone kalorie ale przy okazji ładowałby akumulator zasilający nasz laptop, telewizor czy cokolwiek innego co zasilić można siłą mięśni daną nam hojnie przez naturę...

PS Podejrzewam, że ktoś już wymyślił taki rowerek ale pewnie kiepsko się sprzedaje albo w ogóle nie został wprowadzony do produkcji.

0 komentarze:

Prześlij komentarz